fot. pixabay

Wielki Piątek, 2019

Jest wiele świętych miejsc w życiu każdego człowieka. Jedno pozostanie jednak własne i niezastąpione.

W słoneczny poranek wielkopiątkowy wchodzę do kościoła parafialnego pod wezwaniem św. Marii Magdaleny. Siadam w ulubionej kapliczce Matki Boskiej, dziś smutnej i ascetycznej bez kwietnego wystroju. Chłonę ciszę, delikatny zapach kadzideł, odgłosy przygotowania Grobu Pańskiego - czuję, że jestem u siebie, w domu.

Castellum, kostel, kosciol, kościół- przez wieki ukształtowane ostatecznie słowo...

Poza powiekami przepływają obrazy francuskich gotyckich katedr, wiedeńskich barokowych świątyń, spiczaste wieżyczki alpejskich kościółków, romańska kaplica we wschodniotyrolskim Matrei, 70 kościołów Krakowa poznanych dzięki srogiemu profesorowi Ulewiczowi, wspaniałe ozdobnością cerkwie Podlasia.

Kościoły rodzinnej Europy...

W każdym miejscu przeze mnie odwiedzonym zostawiłam ślad myśli w dziękczynieniach, prośbach, intencjach, świeczkach zapalanych dla nieobecnych. Zawsze takie same modlitwy z prośbą o ochronę bliskich, o spełnienie pragnień przyjaciół i znajomych, o szczęśliwy powrót do domu...

Domem jest też mój kościół.

Francja,Vence, sierpień 1991

Kiedy otwieram rano oczy, widzę przez okno wielką, śródziemnomorską skałę, spływającą stromo ku morzu. Sennie myślę, ile razy wielkiego Witolda Gombrowicza witał ten sam widok..

Ale niedzielny poranek różni się od pozostałych dni melodyjnym biciem dzwonów. Wsłuchuję się w dźwięki metalu i nagle odkrywam podobieństwo do brzmienia tych z wieży Marii Magdaleny. Niespodziewana tęsknota przeszywa serce i odzywa się chęć natychmiastowego powrotu. Wszystko tu piękne , ale obce, nawet Bóg wydaje się być innym, niż ten z mojego kościoła. Bo przecież „mój” Bóg zawsze mieszkał poza ołtarzem i dlatego był niewidoczny...

Cieszyn, Wielki Piątek

Tak wyobrażała sobie Boga sześcioletnia dziewczynka i zadawała matce uciążliwe pytania na temat Jego nieobecności. A potem rozumiała coraz więcej. I miała swoją bohaterkę. Na obrazie, nad głównym ołtarzem kościoła, piękna kobieta, z pokorą i miłością schyla się do stóp Chrystusa.

Kto z was jest bez grzechu, niech rzuci w nią kamieniem...

Całe moje życie nierozłącznie wiąże się z tym kościołem.

Powracam tu jako dziewczynka w bieli z drżeniem przystępująca do Pierwszej Komunii, która nie myśli o doniosłości chwili, tylko o tym, aby nie podpalić płomykiem świecy loków koleżanki.

Z mroków czasu wyłaniam się jako młoda kobieta w ślubnej sukni, prowadzona przez ojca chrzestnego. Gnębi ją strach, że cieniutki obcas włoskich butów uwięźnie w szparze odświętnego, kokosowego dywanu, a kiedy już klęka u stóp ołtarza, wybucha tłumionym śmiechem na widok dwóch szkolnych kolegów - księży, którzy z wielką powagą asystują proboszczowi w ceremonii zaślubin.

Powracam do chwil bolesnych pożegnań ojca, babci, mamy, siostry, bliskich i dalszych znajomych.

Myślę o radosnych godzinach zaślubin wielu moich uczennic i uczniów, którym zawsze, składając życzenia, szeptałam niezawodne słowa Jana z Czarnolasu „ nie porzucaj nadzieje, jakoć się kolwiek dzieje”.

Wzruszają mnie doniosłe chwile chrzcin moich dzieci, ich dziecięce szepty na stopniach bocznego ołtarza w chwilach bardzo dla nich żmudnych nabożeństw.

Przewijają się setki godzin nabożeństw, ale też niezliczone momenty samotnych odwiedzin, kiedy niewielu zagłębionych w codzienności, ma czas na chwilę zadumy.

Zastanawiam się, czy będzie darowane mi profanowanie sacrum wspomnieniami ?

Co będzie mi darowane, tej, która nie ustawia się w kolejce do wielkanocnego konfesjonału, bo tęskni za mądrą rozmową bez pośpiechu, za odsłonięciem wszystkich tajników duszy pełnej wątpliwości, kiedy jeszcze odnowi się krucha wiara, czy umiem jeszcze się modlić?

Z ilością przeżytych lat rośnie ilość pytań, a w myśli powstaje moja, prywatna modlitwa do Najwyższego, pełnego miłości do ludzi:

Monolog wielkopiątkowy

modlitwą mówię do Ciebie Piękny Boski Mężczyzno

o nic nie proszę dla siebie chcę tylko

niepokornie abyś zdjął ze mnie pancerz

nieufności w miłość którą podajesz

na kalekiej dłoni a ja rozbijam ją ciemnym

podejrzeniem że jest interesowna chcę

ocalić cząstkę pamięci w tych co karmiłam

przez lata wielkim słowem i proszę

aby dzieci w niewinności nie przyjęły

na siebie moich win nie uklęknę pokornie

bo ciało staje się nieposłuszne woli

więc pozwól bym kulejąc szła za Tobą

przez czternaście stacji i abyś nie odwracał

ode mnie łaskawych oczu Piękny Boski Mężczyzno

siewco nadziei na obrzeżach

ciemnych łanów kamiennego świata

Patrzę bezradna na piękne oblicze Madonny, słyszę Jej wieczne milczenie. Wiem, że odpowiedzi mogę się spodziewać tylko od drugiego człowieka. I wiem, że darem są ludzie, których spotykam na drodze.

Syn Boży nauczał: cokolwiek uczyniłeś jednemu z tych maluczkich, mnieś uczynił.

Ile mogę jeszcze uczynić? Droga coraz krótsza. Ale, jak napisał pewien mądry człowiek: Bóg pozwala nam umierać tak jak chcemy.

Wychodzę na zewnątrz, trwa wiosenny ciepły poranek. Patrzę na wieżę, skąd już za kilka godzin zabrzmią wielkanocne dzwony. Znak, że umrzeć musi, co ma wiecznie żyć. Alleluja! 2019

 

Joanna Białek Gawlikowska

 

 

 

Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter