/pixabay/
...wtedy ciemności kryją ziemię. Może zabrzmi to patetycznie, ale po śmierci papieża Benedykta XVI, mrok ogarnie wymiar intelektualny, duchowy Europy. Oto odszedł mistrz intelektu, przenikliwego widzenia, diagnoz, analiz zawsze rzetelnych oraz przepojonych uczciwością intelektualną. Nie było tam koniunkturalizmu, udawania, zwodzenia, oportunizmu, naciągania, „kłaniania się okolicznościom”. Rozumność umiłował Ratzinger nade wszystko. Ale nie tę rodem z Oświecenia, które wzywało wszem i wobec: „rozumnymi bądźcie” a okaleczony rozum w swoim łonie niosło, przygasły i zwodzący, rodzący iluzje rozmaite, deformując człowieka i rzeczywistość. Na wskroś przejrzał, że rozumność szeroka i bez granic wylewa się z Ewangelii Janowej, która na samym początku głosi, iż „Logos był na początku”. Skoro Logos, to znaczy rozum, pełnia sensu, świetlistość sama. A skoro tak, to w strukturę stworzenia wpisany jest ład i porządek, jest ktoś, kto trzyma w swoim ręku wszystkie nici rzeczywistości, kto je ze sobą wiąże, spaja i prowadzi ku spełnieniu. Tymczasem okazuje się, że ludzki rozum, który wydolnie pracuje, gdy podłączony jest do wszech-rozumu Boskiego, od czasu jakiegoś podważa rozumność rzeczywistości, sam siebie uznając za demiurga i jedyną ostoję sensu. Sam zaś, jak mniema, wyłonił się ze ślepej gry przypadku i otchłannego chaosu ewolucji. Na to wszystko Ratzinger od razu wkracza w sam rdzeń europejskiego konfliktu między rozumem ewangelicznym i oświeceniowym wprost pytaniami uderzając: „Chodzi o pytanie, czy rozum, ewentualnie to, co rozumne, stoi na początku wszystkich rzeczy i stanowi ich podstawę, czy też nie. Chodzi o pytanie, czy rzeczywistość powstała z przypadku i konieczności [...] a więc z czegoś nierozumnego; czy więc rozum jest przypadkowym produktem ubocznym czegoś nierozumnego i ostatecznie nie ma znaczenia w oceanie nierozumności, czy też prawdą jest to, co buduje zasadnicze przekonanie wiary religijnej i jej filozofii: In principio erat Verbum – na początku wszystkich rzeczy jest stwórcza siła rozumu. Wiara chrześcijańska zawsze była i jest do dziś, oparta na rozumie i na tym, co rozumne”. Wątków bez liku wplata się w ten krótki tekst. Najpierw bezkompromisowe pytanie o prawdę, którego w dyskursie naukowym obecnie zadawać nie należy, jeśli się nie chce być posądzonym o ciemnogród i brak ogłady umysłowej. Można pytać o skuteczność, pożytek, techniki potęgowania przyjemności, ale nie o prawdę. Dalej śmiało mówi papież o wzajemnym powiązaniu wiary i rozumu. Znowu stanowisko zajmuje przeciwne do tendencji współczesnych, które wiarę i rozum starają się szczelnie separować od siebie, wykazując ich radykalne przeciwieństwo a nawet wrogość, na korzyść rozumu wiarę potępiając, wykazując jej absurdalność, oskarżając o niedorzeczność.
...wtedy ciemności kryją ziemię. Może zabrzmi to patetycznie, ale po śmierci papieża Benedykta XVI, mrok ogarnie wymiar intelektualny, duchowy Europy. Oto odszedł mistrz intelektu, przenikliwego widzenia, diagnoz, analiz zawsze rzetelnych oraz przepojonych uczciwością intelektualną. Nie było tam koniunkturalizmu, udawania, zwodzenia, oportunizmu, naciągania, „kłaniania się okolicznościom”. Rozumność umiłował Ratzinger nade wszystko. Ale nie tę rodem z Oświecenia, które wzywało wszem i wobec: „rozumnymi bądźcie” a okaleczony rozum w swoim łonie niosło, przygasły i zwodzący, rodzący iluzje rozmaite, deformując człowieka i rzeczywistość. Na wskroś przejrzał, że rozumność szeroka i bez granic wylewa się z Ewangelii Janowej, która na samym początku głosi, iż „Logos był na początku”. Skoro Logos, to znaczy rozum, pełnia sensu, świetlistość sama. A skoro tak, to w strukturę stworzenia wpisany jest ład i porządek, jest ktoś, kto trzyma w swoim ręku wszystkie nici rzeczywistości, kto je ze sobą wiąże, spaja i prowadzi ku spełnieniu. Tymczasem okazuje się, że ludzki rozum, który wydolnie pracuje, gdy podłączony jest do wszech-rozumu Boskiego, od czasu jakiegoś podważa rozumność rzeczywistości, sam siebie uznając za demiurga i jedyną ostoję sensu. Sam zaś, jak mniema, wyłonił się ze ślepej gry przypadku i otchłannego chaosu ewolucji. Na to wszystko Ratzinger od razu wkracza w sam rdzeń europejskiego konfliktu między rozumem ewangelicznym i oświeceniowym wprost pytaniami uderzając: „Chodzi o pytanie, czy rozum, ewentualnie to, co rozumne, stoi na początku wszystkich rzeczy i stanowi ich podstawę, czy też nie. Chodzi o pytanie, czy rzeczywistość powstała z przypadku i konieczności [...] a więc z czegoś nierozumnego; czy więc rozum jest przypadkowym produktem ubocznym czegoś nierozumnego i ostatecznie nie ma znaczenia w oceanie nierozumności, czy też prawdą jest to, co buduje zasadnicze przekonanie wiary religijnej i jej filozofii: In principio erat Verbum – na początku wszystkich rzeczy jest stwórcza siła rozumu. Wiara chrześcijańska zawsze była i jest do dziś, oparta na rozumie i na tym, co rozumne”. Wątków bez liku wplata się w ten krótki tekst. Najpierw bezkompromisowe pytanie o prawdę, którego w dyskursie naukowym obecnie zadawać nie należy, jeśli się nie chce być posądzonym o ciemnogród i brak ogłady umysłowej. Można pytać o skuteczność, pożytek, techniki potęgowania przyjemności, ale nie o prawdę. Dalej śmiało mówi papież o wzajemnym powiązaniu wiary i rozumu. Znowu stanowisko zajmuje przeciwne do tendencji współczesnych, które wiarę i rozum starają się szczelnie separować od siebie, wykazując ich radykalne przeciwieństwo a nawet wrogość, na korzyść rozumu wiarę potępiając, wykazując jej absurdalność, oskarżając o niedorzeczność.
Wystarczy wziąć do ręki znakomitą książkę Ratzingera Wprowadzenie w chrześcijaństwo, aby odkryć nowatorskie i pogłębione rozumienie wiary. Wbrew edukacji katechizmowej i potocznym mniemaniom krążącym wokół wiary, nie jest ona stwierdzeniem tego czy owego, nie jest akceptacją siatki dogmatów, ale postawą zasadniczą wobec bytu, egzystencji, siebie samego i całej rzeczywistości. Z natury rzeczy człowiek ciąży ku temu, co widzialne, co może wziąć w rękę, zawłaszczyć, zapanować nad tym. Tymczasem wiara przekracza świat widzialny, odsłaniając to, co niewidzialne jako istniejące naprawdę, mało tego, jako fundament ostateczny rzeczywistości przyjmując. Zatem poszerza nasze widzenie, wyostrza je, prowadzi ku innym światom. Świat skończony za sprawą wiary styka się z nieskończonością. Pisze papież: „[...] wiara bowiem oznacza zawsze [...] skok przez bezdenną przepaść, mianowicie z napierającego na człowieka dotykalnego świata; wiara zawsze zawiera coś z wielkiej przygody, zrywu i skoku, bo zawsze jest ryzykiem, że się przyjmuje jako rzeczywiste i podstawowe to, czego bezpośrednio nie widać”.
Ratzinger idzie jeszcze dalej. Wchodząc w otchłanne głębie chrześcijaństwa pokazuje, jak rozum zespala się w nierozerwalną całość z miłością. Cóż wspólnego może być pomiędzy rozumem i miłością? Chłód, kalkulacja, bezstronność przeciwko zaangażowaniu, bezinteresowności i szaleństwu emocji. A jednak posłuchajmy papieża: „Połączeniu uległy ogólna orientacja religii na rozumną stronę rzeczywistości w ogóle, etos jako część tej wizji i jej konkretne zastosowanie poddane prymatowi miłości. Prymat logosu i miłości okazały się identyczne. Logos nie tylko objawił się jako matematyczny Rozum, będący podstawą wszystkich rzeczy, lecz także jako stwórcza Miłość, która posuwa się aż do współcierpienia ze stworzeniem”. Odsłania genialny umysł Ratzingera w chrześcijaństwo wpisaną syntezę takich rzeczywistości, które zdają się być od siebie oddalone o lata świetlne. Rozum matematyczny uwielbiany przez Europę i podnoszony do rangi boskiej niemalże, jest uniwersalny. Wszystko zapisane jest w języku matematyki. Język ten dostępny jest dla wszystkich za sprawą formuł i praw. Przenika rozum na wskroś całą rzeczywistość. Wiedzieli już o tym mędrcy greccy poczynając od Pitagorasa. Zaś miłość i jej nieprzewidywalne szaleństwa fascynowały Europę od niepamiętnych wieków, ale miłość jest subiektywna, dotyczy jednostki w jej niedostępnej głębi. Nie da się jej przełożyć na prawa dostępne powszechnie. Przeciwnie, urąga wszelkim prawom. Jest najgłębsza tajemnica chroniona jest niedostępnością osoby i jej nieprzenikalnością. Tymczasem za sprawą Ewangelii dokonał się cud tak lapidarnie opisany przez Ratzingera: „Miłość i rozum jednoczą się jako zasadnicze filary rzeczywistości. Prawdziwy rozum jest miłością, a miłość jest prawdziwym rozumem. W swej jedności są prawdziwą przyczyną i celem całej rzeczywistości”.
Na jeszcze jeden głęboki rys umysłowości Ratzingera chciałbym zwrócić uwagę. Ten papież nie był doktrynerem. Bardzo często prominentni ludzie Kościoła oddzielali się od rzeczywistości za pomocą szczelnej szyby doktryny. Wówczas wewnętrzna logika abstrakcyjnych sieci pajęczych powiązanych ze sobą w spójną strukturę, stawała się ważniejsza niż kontakt z rzeczywistością, niż dotykanie całym sobą tego, co dzieje się naprawdę. Takich doktrynerskich biskupów spotkać można dzisiaj w Kościele w Polsce bez liku. Myślą, że tak naprawdę nic się nie dzieje, wszystko jest jak było, wszystko wróci do stanu poprzedniego. Oddzieleni od rzeczywistości murami eleganckich i wygodnych kurii oraz doktryną tryumfalizmu kościelnego, pewnego dnia nie poznają Kościoła, w którego wnętrzu zdało im się, że żyli. Owocem dotykania rzeczywistości, tego, co się dzieje w Kościele jest choćby taki tekst Ratzingera: „Z dzisiejszego kryzysu i tym razem powstanie Kościół, który wiele utracił. Stanie się mały, w wielu wypadkach będzie musiał zaczynać wszystko od początku. Nie będzie w stanie zapełnić wiernymi wielu budowli, które powstały w okresie dobrej koniunktury. Wraz z liczbą swoich członków Kościół utraci wiele swoich przywilejów w społeczeństwie. [...] Będzie to Kościół bardziej wewnętrzny, Kościół, który nie współdziała ani z prawicą ani z lewicą. Nie będzie mu łatwo, gdyż proces krystalizacji i oczyszczenia będzie kosztował go wiele wysiłku. Stanie się Kościołem ubogim, Kościołem ‘maluczkich’”
Zgasło światło rozumu Benedykta XVI na tym świecie, ale pozostają rozbłyski myśli zaklęte w jego teksty. Czy sięgniemy po nie, aby widzieć lepiej, przenikliwiej, dalej?
Ks. Leszek Łysień