/pixabay/

V Niedziela Wielkanocna 2.05.2021
(Dz 9, 26-31; 1J 3, 18-24; J 15, 1-8)

Najwięcej uwagi budzą zawsze informacje dotyczące jakichś sensacji. Ktoś z kimś bierze rozwód, gdzieś miała miejsce strzelanina – najlepiej, jeśli są ofiary (!), w jakimś miejscu na świecie wydarzył się wypadek lub rozszalały żywioł zniszczył dorobek życia wielu ludzi. Jeśli nic szczególnego się nie dzieje, nie ma po co włączać informacji w telewizji, nie ma po co czytać gazet, mówimy: sezon ogórkowy.

Podobne myślenie zakorzeniło się odnośnie Kościoła. Mówimy często, że najlepiej rozwija się on w czasie prześladowań. Szukamy ich nieraz na siłę, wskazując na sytuacje, które z prześladowaniami nie mają nic wspólnego, byle tylko móc powiedzieć, że dzieje się nam źle, że zasługujemy na współczucie. Określenia związane z walką na stałe wpisały się w nomenklaturę określającą różne formy aktywności religijnej: legion, milicja, rycerze. Spokój, stabilizacja, dobrostan trochę nam w kościele nie pasują.

Tymczasem dzisiejsze pierwsze czytanie z Dziejów Apostolskich kończy znamienne zdanie: „A Kościół cieszył się pokojem w całej Judei, Galilei i Samarii. Rozwijał się i żył bogobojnie, i napełniał się pociechą Ducha Świętego.” Znaczy to, że Kościół ma się też całkiem dobrze i spełnia swoje zadanie, gdy Jego członkowie żyją w dostatku i pokoju. Uczniowie z dzisiejszego czytania nie tylko nie szukają powodów do narzekania, ale skupiają się na tym, aby zapobiec ewentualnemu nieszczęściu, wysyłają świeżo nawróconego Pawła w bezpieczne miejsce.

Za to w drugim czytaniu św. Jan wskazuje na to, co naprawdę ważne jest w Kościele, na czym w pierwszym rzędzie należy się skupić: „Dzieci nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą”. Największym zagrożeniem nie jest zeświecczenie, konsumpcjonizm, czy obojętność. Jest nim brak miłości na co dzień. Brak dostrzegania drugiego człowieka koło siebie, brak akceptacji dla szczęścia naszego bliźniego i dobra, które znaleźć można właściwie wszędzie, jeśli się go szuka. To właśnie szukanie dobra, i to czasami na siłę (w tym wypadku można sobie na to pozwolić w przeciwieństwie do wyszukiwania zła), jest priorytetowym zadaniem chrześcijanina. Cieszenie się życiem i tym, co się ma, przyczynia się istotnie do rozwoju Królestwa Bożego, do rozwoju Kościoła.

Pan Jezus mówi dziś, że jest krzewem winnym – my latoroślami. To stwierdzenia sugeruje związek głębszy nawet od tego, jaki łączy pasterza z jego stadem, o którym mowa była w ubiegłą niedzielę. Jednocześnie ukazuje, gdzie jest wewnętrzna moc naszej religii, Kościoła. Ta głęboka, nierozerwalna więź Boga ze swoim stworzeniem gwarantuje potężny fundament, o który nie trzeba się bać. Budowanie na nim gwarantuje pokój, bezpieczeństwo i trwanie. Trwanie w pokoju.

Andrzej Kozubski, ks.
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter