Ktoś kiedyś powiedział takie mądre zdanie, które zapada w pamięć: "Kiedy jesteś na szczycie twoi przyjaciele wiedzą kim jesteś. Kiedy jesteś na dnie wiesz kim są twoi przyjaciele”. I sporo w tym prawdy, bo kiedy nam świat usuwa się spod stóp – nagle wokół robi się pusto... ale prawdą są również słowa księdza Jana Twardowskiego „kiedy Bóg drzwi zamyka to otwiera okno”.

- To był szczęśliwy czas w moim życiu, miałam upragnioną pracę, wspaniałą rodzinę, oddanych przyjaciół... Wszystko było na swoim miejscu, aż do tego wypadku... - wspomina pani Joanna P. - Na przejściu dla pieszych potrącił mnie samochód. Krótka chwila zmieniła całe moje życie, zweryfikowała wartości i ludzi, którzy mnie do tej pory otaczali. Okazało się, że w tym ogromnym świecie jestem sama. Mąż nie przetrwał próby czasu, przerosła go sytuacja... Przyjaciele odsuwali się krok po kroku i nagle nie było wokół mnie nikogo. Zostałam samotną kobietą z kulami u boku. Zgorzkniałą i straszliwie smutną... aż do momentu, gdy poznałam Kasię, osobę niesamowitą, pełną ufności, zrozumienia, serca... Nasza znajomość zaczęła się od... krzyku... to znaczy krzyczałam tylko ja, a ona stała i patrzyła na mnie najwyraźniej czekając aż skończę swój monolog. Dziś już nie pamiętam nawet o co mi chodziło, chyba po prostu musiałam się „wyżyć” na kimś, a ona wtedy stanęła na mojej drodze. Kiedy już wykrzyczałam całą złość, podeszła bliżej i z troską powiedziała „pomogę pani zanieść te siatki do domu”. No i pomogła... odporna na moje humory, nastroje, żale... trwa do dzisiaj. Nigdy nie osądza i nie krytykuje, ale każdego dnia uczy mnie tolerancji, wyrozumiałości i zaufania do drugiego człowieka. Dziękuję Bogu za moją przyjaciółkę, która przyszła wtedy, gdy inni odeszli...

O samotności wiele mógłby powiedzieć również pan Janusz. - Wiem, że moje życie nie było dobre, zrobiłem wiele złego, ale naprawdę nie jestem złym człowiekiem... - mówi ze smutkiem w głosie – dla ludzi będę jednak już na zawsze chodzącym złem, który spędził parę lat w zakładzie karnym. To było wiele lat temu, naprawiłem błędy swojej młodości, ale „łatka” kryminalisty przylgnęła do mnie. Nie umiałem zmienić nastawienia ludzi do mnie, więc musiałem wyjechać tam, gdzie nikt mnie nie znał. Skończyłem studia, mam dobrą pracę, ale jestem samotny. W rodzinnym mieście ludzie osądzili mnie już na zawsze.. Dla nich jestem bezwartościowy...

No tak, osądzanie innych przychodzi nam z łatwością. Wystarczy chwila, by „zapadł wyrok”, a sędzią w tym procesie jesteśmy my sami. Mierzymy człowieka według własnych kryteriów. My - jesteśmy w porządku, oni – nie...

Może to niezbyt dobry przykład, a może i śmieszny, ale czy pamiętacie takie bajki, jak „Piękna i Bestia”, albo „Shrek” ? Bajkowe postacie sądzone były po pozorach i odrzucone przez resztę z powodu wyglądu. Nikt na pierwszy rzut oka nie zauważył w nich cudownego wnętrza, które pełne było dobroci. Słowa bajkowego Shreka można odnieść także do realnego świata, wystarczy tylko się w nie wsłuchać: „.. to nie ja się czepiam, to świat z jakichś względów czepia się mnie. Ludzie widzą mnie i wrzeszczą, o Ogr! Uciekać! Wielki, głupi i wstrętny potwór. Oceniają mnie, chociaż nic o mnie nie wiedzą. To, dlatego jestem sam”.

A gdyby spróbować spojrzeć na drugiego człowieka przez pryzmat naszej własnej osoby? Gdyby w tym odrzuconym człowieku zobaczyć siebie?

- Istotne światło na słowa: "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni" rzuca następująca po nich uwaga Chrystusa Pana, że innych ludzi skłonni jesteśmy osądzać według innej miary niż samych siebie: u siebie nie zauważymy belki, podczas gdy u innych razi nas nawet źdźbło. Zatem Chrystusowe "nie sądźcie" oznaczałoby: nie sądźcie drugiego człowieka bezdusznie; kiedy wydajesz sąd na temat drugiego człowieka, staraj się to czynić z taką wyrozumiałością i życzliwością, z jaką chciałbyś być osądzany przez innych... – pisze na swojej stronie ksiądz Józef Pierzchalski SAC.

Cóż tu więcej dodać...

(Barbara Stelmach-Kubaszczyk)
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter