/fot. pixabay.com/pl/

Spora część ludzi jest uzależniona od swoich skarbów i bogactw. Pieniądze (nawet niewielkie sumy), poglądy, przyjaźnie, rzeczy, romanse, relacje, tytuły naukowe, kompleksy, choroby, polityka – to wszystko jest bogactwem.

Dzięki tym wszystkim (i innym) ‚rzeczywistościom’ tuczymy nasze serca, to wszystko sprawia, że człowiekowi ciężko przychodzi poruszanie się i ostatecznie prowadzi do zabicia sprawiedliwego, którym okazuje się każdy, kto próbuje nam pokazać, jak bardzo jesteśmy zniewoleni. Wszystko może uczynić ze mnie człowieka zniewolonego. Bo nie w rzeczach i sprawach jest problem, ale w sercu i moich motywacjach gromadzenia. Nikt z nas nie jest wolny od niebezpieczeństwa utrapienia i zbutwienia bogactw, które gromadzimy.

Zjadłem trochę soli i mnie zemdliło. Mieć w sobie sól to wcale nie jest przyjemna sprawa. Solą jest Ewangelia i ona nie ma być czymś przyjemnym we mnie. Ma mnie drażnić, jak sól drażni odkryte rany.

Mieć sól w sobie to pozwalać, by wypalała ze mnie wszystko to, co jest bogactwem, które już nie służy sprawie, ale sprawia, że obrastam w tłuszcz pychy i pogardy dla drugiego człowieka.

To jest to, o czym mówi Jezus: o odcięciu nogi i ręki i wydłubaniu sobie oka. One są dobre, ale skoro mają mnie prowadzić do grzechu, lepiej z nich zrezygnować. Podobnie ze swoich racji, przekonań, prawd, liturgii, skarbów, zdrowia i życia.

Warto dziś zobaczyć, że problem nie leży w twoich oklepanych grzechach (słabej modlitwy, kłamstewek, pornografii, masturbacji, obmowy czy …), problem leży w tym, że posiadasz skarb…

GRZEGORZ KRAMER SJ


Więcej na stronie BÓG JEST DOBRY
Podziel się artykułem:
FaceBook  Twitter